W nocy z 21 na 22 listopada przydrożna bomba eksplodowała w prowincji Salahuddin (Salad ad-Din), ok. 200 km na północ od Bagdadu. Gdy funkcjonariusze sił bezpieczeństwa przybyli na miejsce zdarzenia dostali się pod silny ogień nieznanej grupy napastników. Zginęło co najmniej 6 irackich oficerów i 5 osób cywilnych. Władze prowincji o atak oskarżyły Państwo Islamskie, choć jego bojownicy dotąd nie przyznali się do zdarzenia. Dwa tygodnie wcześniej w ataku Państwa Islamskiego, przeprowadzonym na posterunek obserwacyjny na przedmieściach Bagdadu, zginęło 11 żołnierzy. Oba incydenty mają związek z operacją irackich sił rządowych przeciwko terrorystom z Państwa Islamskiego. W jej wyniku aresztowano już wielu dżihadystów. Niektórzy iraccy specjaliści uważa jednak, że te działania są niewystarczające, czego potwierdzeniem może być zasadzka w prowincji Salahuddin. Wielu komentatorów krytykuje także premiera Mustafę al-Kazimiego, który każe powoływać wciąż nowe zespoły śledcze zamiast stworzyć ogólnokrajową strategię walki z terroryzmem. Działania te zbiegają się w czasie z zapowiedzią kolejnej redukcji sił amerykańskich w Iraku. W tym roku ich liczebność zmniejszyła się z 5200 do ok. 3000 żołnierzy, a do połowy stycznia kontyngent ten zostanie zredukowany o kolejnych 500 żołnierzy.