Nowa fala pandemii i wybory w USA całkowicie przysłoniły polskim mediom głównego nurtu inne wydarzenia z atakami terrorystycznymi włącznie. Nie chodzi tu oczywiście o krótsze lub dłuższe wzmianki o kolejnych zamachach we Francji czy w Austrii, bo takie były publikowane, ale o analizy i próby wyciągania wniosków służące poprawie stanu bezpieczeństwa. To odwrócenie uwagi jest korzystne dla wszelkiej maści ekstremistów z muzułmańskimi włącznie, którzy wykorzystują sytuację związaną z mniejszym zainteresowaniem mediów ich obecnością i działaniami. Tymczasem mogą oni liczyć na wsparcie prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana, który oskarża prezydenta Francji Mannuela Macrona o rasizm, islamofobię i nazywa go szaleńcem. Od dawna przy różnych okazjach dostaje się wielu politykom państw UE, którzy mają odwagę podważać islam jako religię pokoju. Zresztą oni sami znajdują się pod ścianą oskarżeń we własnych krajach. Lata poprawności politycznej, „miłości” do islamu i muzułmanów zrobiły swoje. Trzeba mieć odwagę i oszczędności, aby móc krytycznie wypowiadać się na temat islamu. Wielu urzędników i dziennikarzy straciło pracę, gdy ich wypowiedzi spotkały się z falą oburzenia ze strony lewicowych islamofili i poprawnych politycznie polityków będących jednocześnie zwolennikami tragicznej w skutkach polityki multikulturalizmu. Słynny brytyjski, konserwatywny filozof Roger Scruton (zmarł w styczniu 2020 r.), który doradzał rządowi, stracił stanowisko, ponieważ stwierdził, zresztą zgodnie z prawdą, że islamofobia to określenie rozpropagowane przez międzynarodowy ruch Braci Muzułmanów, aby uniemożliwić niewygodną dyskusję na temat islamu. Wcześniej Scruton oikofobią nazwał ideologię nienawiści do własnej kultury, chrześcijaństwa i cywilizacji zachodniej, której przeciwieństwem jest ksonofilia, czyli preferencje dla obcych kultur. Warto w tym miejscu zauważyć, iż islamscy ekstremiści i ich poplecznicy, choć potępiają z całą bezwzględnością demokrację liberalną, potrafią ją znakomicie wykorzystać do własnych celów. Gdy nawołują do zniszczenia Zachodu, powołują się na wolność słowa, ale gdy sami stają się obiektem krytyki, wówczas skarżą się na nietolerancję i islamofobię. Taka retoryka znajduje zrozumienie i akceptację elit będących ostoją poprawności politycznej i zwolennikami koncepcji multikulturalizmu w Europie. Islamscy ideolodzy doskonale poruszają się w systemach demokratycznych państw europejskich, do zniszczenia których nawołują. W marcu 2013 r. Rada Praw Człowieka ONZ przyjęła Rezolucję A/HRC/22/L.40, w której stwierdziła, że terroryzm we wszystkich jego formach i przejawach nie może być powiązany z żadną religią, narodowością czy grupą etniczną. Czyżby zatem nie istniał terroryzm palestyński, baskijski, korsykański, tamilski i dziesiątki innych, a obecnie muzułmański, mimo że większość organizacji terrorystycznych miała i nadal ma w swoich nazwach odniesienia do określeń etniczno-narodowych i religijnych? Brak jasnego zdefiniowania zjawiska terroryzmu i zakaz mówienia o nim uniemożliwiają realizację skutecznych strategii walki z nim. Sprawę jeszcze bardziej komplikuje fakt, że w 2011 r. państwa zachodnie podpisały Rezolucję 16/18 forsowaną przez Organizację Współpracy Islamskiej (Organisation of Islamic Cooperation – OIC), która zakazuje krytyki islamu pod groźbą sankcji karnych.
Prawa człowieka i ta nieszczęsna poprawność polityczna wydają się odbierać zdrowy rozsądek elitom politycznym. Przewagę uzyskały prawa człowieka (terrorystów) nad prawem do życia (ofiar zamachów). Jeden z dżihadystów wprost stwierdził: Naszym sprzymierzeńcem są wasze prawa człowieka. Inny powiedział: O bezpieczeństwie wy, krzyżowcy, możecie tylko pomarzyć. Jeszcze inny dodał: My kochamy śmierć tak, jak wy kochacie życie. Wspomniany prezydent Erdoğan zawsze staje w obronie islamskich radykałów w Europie i nie tylko. Schronienie w Turcji znaleźli ostatnio działacze Hamasu. Wcześniej ranni bojownicy Państwa Islamskiego mogli liczyć na opiekę medyczną i rekonwalescencję w Turcji. Zachód doskonale powinien zdawać sobie sprawę z tego, jakie idee płyną do Europy z Turcji, Arabii Saudyjskiej i emiratów znad Zatoki Perskiej. Miliony Turków, Arabów i innych muzułmanów tworzą piątą kolumnę w Europie. Pogrążona w kryzysie gospodarczym może jeszcze bardziej związać się z Bliskim Wschodem umowami handlowymi. W zamian, wbrew szumnym zapowiedziom walki ze wszelkimi przejawami islamskiego ekstremizmu, UE stanie otworem dla muzułmańskich imigrantów, krzewionych przez nich idei i antyeuropejskich haseł głoszonych przez islamskich kaznodziejów.
Polska zamknęła granice przed nielegalną imigracją z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu, ale zezwoliła na przyjazd tysięcy obywateli Pakistanu i Bangladeszu. Zresztą otwarcie wewnętrznych granic w obrębie UE ułatwia swobodne przemieszczanie się ludzi i idei. Tymczasem Kościół katolicki, wraz z politykami, jeszcze bardziej dzieli społeczeństwo. Oprócz narracji związanej z LGBT, nowym punktem sporu jest absolutny zakaz przerywania ciąży. Czyż naprawdę nie ma większych wyzwań i zagrożeń? Jeśli klasa polityczna i Kościół się nie opamiętają, to za kilkadziesiąt lat nie będzie ani jednych ani drugich. Szariat ich zastąpi.