Według najnowszych relacji czołowego dowódcy wojsk USA na Bliskim Wschodzie – Franka McKenziego, oddziały Państwa Islamskiego pracują nad odbudową swoich struktur na terenach zachodniej Syrii, gdzie działalność Stanów Zjednoczonych jest bardzo ograniczona. We wspomnianym regionie, gdzie władzę sprawuje reżim Baszara al-Asada warunki życiowe miejscowej ludności są tak samo złe, jak kilka lat temu, gdy wojna domowa w Syrii była jeszcze w pierwszej fazie dramatycznego rozwoju. Z tego powodu, według dowódcy Stanów Zjednoczonych, zapaść ekonomiczna i brak perspektyw wśród lokalnej ludności może wpłynąć na rozwój podupadających jednostek Państwa Islamskiego. McKenzie ponadto poinformował, iż na wspomnianym obszarze aktywnie działa grupa protestujących mieszkańców o fundamentalistycznych poglądach. Według USA syryjski reżim nie podejmuje jednak żadnych stosownych kroków, mających na celu zminimalizowanie zasięgu tego typu ruchów oraz złagodzenia towarzyszących im nastrojów społecznych. Zachodnia część Syrii podczas trwania konfliktu znajdowała się pod kontrolą wspieranych przez Rosję wojsk syryjskich, podczas gdy Stany Zjednoczone oraz pozostające z nimi w sojuszu Syryjskie Siły Demokratyczne skupiały swoje siły przede wszystkim we wschodniej i północnej części kraju.
Prezydent Donald Trump od jakiegoś czasu podkreśla, iż porażka Państwa Islamskiego powinna być postrzegana, jako jeden z większych sukcesów USA w obszarze zagwarantowania wewnętrznego bezpieczeństwa rządzonemu przez siebie państwu oraz jego obywatelom. W ramach decyzji o wycofaniu wojsk amerykańskich z Syrii, Trump nakazał usunąć oddziały stacjonujące na północy kraju, niedaleko granicy z Turcją. Ostatecznie jednak dowódcy USA wpłynęli na decyzję prezydenta argumentując, iż wojska nie powinny nadal wycofywać się ze wschodnich obszarów kraju, a kontynuować współpracę z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi oraz chronić pola naftowe znajdujące się na tym terenie. McKenzie oświadczył ostatnio także, iż relokacja ludności z obozów dla uchodźców jest ciągle opóźniana ze względu na pandemię koronawirusa, co dodatkowo zwiększa obawy USA dotyczące radykalizacji tych osób, a zwłaszcza młodzieży. Według ekspertów, to właśnie tego typu obozy stanowić mogą wylęgarnie przyszłych potencjalnych bojowników ISIS. Według Leanne Erdberg Steadman, sprawującej funkcję dyrektora amerykańskiej organizacji USIP (United States Institute of Peace), należy podjąć jak najszybsze działania, w celu przeniesienia z obozów przebywających tam osób. Jest to bowiem klucz do zahamowania fali przemocy oraz zapewnienia ich mieszkańcom lepszej przyszłości. Według syryjskich urzędników w ostatnim czasie na terenie obozu Al-Hol, leżącego w północnej Syrii (prowincja Hasaka), gdzie obecnie przebywa około 70 tys. ludzi, wykryto dużo przypadków COVID-19. Według Franka McKenzie obawy związane z rozprzestrzenianiem się choroby w Europie oraz na terenie państw Bliskiego Wschodu komplikują tymczasowo wysiłki związane z procedurą repatriacji mieszkańców obozów do ich rodzinnych krajów. Według dowódcy armii USA w Syrii, znalezienie sposobu na deradykalizację oraz natychmiastową repatriację przesiedleńców przebywających w obozach, jest jedynym wyjściem na eliminację zagrożenia ze strony odradzającego się Państwa Islamskiego w ciągle niespokojnej Syrii.