USA zwrócą Irakowi „skonfiskowane” zabytki. Ale nie wszystkie artefakty

22 września irackie ministerstwa kultury i spraw zagranicznych poinformowały, że władze tego państwa osiągnęły porozumienie w sprawie zwrotu 17 tys. zabytków archeologicznych „skonsfiskowanych” przez Tymczasową Władzę Koalicyjną (w rzeczywistości jednoosobowo administrowaną prze Paula Bremera) w Iraku w 2003 r. Wśród artefaktów znajduje się m.in. słynny epos o Gilgameszu. Po zdobyciu Bagdadu wojska amerykańskie pozostawiły na pastwę losu Muzeum Narodowe w Bagdadzie, przejmujmąc pod pieczołowitą ochronę Ministerstwo ds. Ropy Naftowej znajdujące się po przeciwnej stronie skrzyżowania ulic. Już przed laty uznawano to za celowe działanie, mające na celu sterowaną kradzież zabytków archeologicznych zgromadzonych w muzeum. Przerzucanie odpowiedzialności za grabież na Państwo Islamskie od początku było mało wiarygodne, gdyż dżihadyści Bagdadu nie zdobyli, natomiast rabowali i sprzedawali zabytki przechowywane w innych miastach Iraku, w tym w Mosulu oraz kontrolowali rabunkowe wykopaliska. Nic zatem nie jest w stanie usprawiedliwić posiadania przez amerykańskie muzea i prywatnych kolekcjonerów w USA starożytnych zabytków pochodzących z Muzeum Narodowego w Bagdadzie.

Jest jeszcze jedna niezwykle istotna kwestia dotycząca irackich dokumentów. wytworzonych w okresie reżimu Saddama Husajna. Wiadomo, że członkowie partii Baas próbowali niszczyć dokumenty ich obciążające, z drugiej strony siły koalicyjne zniszczyły lub wywiozły wiele teczek papierowych artefaktów, cennego źródła do historii Iraku okresu ostatniego półwiecza. Tymczasowa Władza Koalicyjna, kierowana przez Paula Bremera, wydała w maju 2003 r. dekrety, na mocy których rozwiązano iracką armię, siły bezpieczeństwa kraju, administrację prezydenta, Zgromadzenie Narodowe i partię Baas. Majątek tych podmiotów miał być spisany i zarządzany przez Bremera w imieniu i na korzyść narodu irackiego i wykorzystywany do pomocy ludności irackiej oraz wspierania odbudowy Iraku. Jednak nie do końca tak się stało. Decyzje Bremera zniszczyły instytucje cywilne, tworząc próżnię administracyjną, którą wypełniły grupy tworzące struktury Państwa Islamskiego. Jedenaście lat później, po zajęciu ogromnych obszarów Iraku i Syrii, utworzono państwo, absorbując wiedzę administracyjną byłych kadr rządowych i administracyjnych wywodzących się z wyrzuconych na margines społeczeństwa członków partii Baas. Ponadto Bremer skupił w swoich rękach całość władzy w Iraku, opóźniając przejmowanie odpowiedzialności przez Irakijczyków i przyczyniając się do stopniowego uznawania Amerykanów za okupantów, a nie wyzwolicieli. Ponadto władze koalicyjne wysłały miliony stron dokumentów z Iraku do Kataru w celu ich zbadania przez Iraq Survey Group (ISG) – grupę amerykańskich, brytyjskich oraz australijskich wojskowych i urzędników skupionych na bezowocnych poszukiwaniach irackiej broni masowego rażenia i powiązań między reżimem Saddama Husajna i Al-Kaidą. W października 2004 r. dowódca grupy poszukiwawczej gen. Joseph McMenamin oświadczył, że „setki językoznawców, analityków i administratorów pracuje nad przeniesieniem, przesłaniem dokumentów oraz mediów do krajowych baz danych”. W tym czasie według McMenamina zeskanowano 40 milionów stron dokumentów. Jednak to tylko część tego, co przejęły Stany Zjednoczone. Według raportu senackiej Komisji Wywiadu z 2008 r., powołującej się na informacje Agencji Wywiadu Obronnego, Stany Zjednoczone „odzyskały” ponad 120 milionów stron dokumentów z Iraku. Z kolei Paul Bremer, powiedział Wisamowi Alshaibiowi, doktorantowi z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, że USA przejęły siedem mil bieżących dokumentów. Departament Obrony nie dopuszczał do ich wglądu, poza niewielkim procentem dokumentów dostępnych przez pewien czas, a znajdujących się w trzech oddzielnych zbiorach. Pierwszy stanowiła publiczna baza danych, zwana programem Harmony, utrzymywana przez Centrum Walki z Terroryzmem Akademii Wojskowej w West Point. Do października 2004 r. ISG wprowadził do tej bazy 150 tys. plików dokumentów „zebranych z pola bitwy w sposób nienaukowy”. Drugi zbiór umieszczono w Centrum Badań Konfliktów przy Instytucie Narodowych Studiów Strategicznych Akademii Obrony Narodowej. Zawierał on 53 tys. stron dokumentów rządu irackiego, sił zbrojnych, osobistą i urzędową korespondencję Saddama Husajna oraz 200 godzin nagrań z posiedzeń Husajna z jego zastępcami. Dostęp do tego zbioru był ściśle kontrolowany. Naukowcy musieli posiadać zatwierdzone przez komisje rewizyjne plany swoich badań zanim uzyskali wgląd do dokumentów. Jednak po zamknięciu Centrum w 2015 r. z powodu braku funduszy materiały znajdujące się w jego posiadaniu stały się całkowicie niedostępne dla badaczy. Trzeci zbiór dokumentów udostępniono na stronie „Operation Iraqi Freedom Document Portal” utworzonej przez administrację waszyngtońską w 2006 r. Witryna powstała w odpowiedzi na naciski konserwatywnych prawników i kongresmenów. Ich przedstawiciel, Pete Hoekstra stwierdził, że amerykańskie agencje wywiadowcze nie przeprowadziły odpowiedniej analizy dokumentów, które mogły zawierać dowody na prowadzenie przez Irak programów broni masowego rażenia, co okazało się nieprawdą.   Armia amerykańska weszła też w posiadanie co najmniej trzech innych zbiorów dokumentów. W 1991 r. bojownicy kurdyjscy przejęli ok. 18 ton dokumentów partii Baas z północnego Iraku. Kurdowie przekazali dokumenty wojskom amerykańskim i Human Rights Watch, które wykorzystały je do zbadania masakry przeprowadzonej w 1988 r. w ramach operacji pod kryptonimem „Anfal” („Łupy”), ludobójczych działań reżimu Saddama z użyciem broni chemicznej wymierzonych przeciwko Kurdom. W maju 2003 r. armia USA w zalanej piwnicy odkryła mnóstwo dokumentów dotyczących irackich żydów. Archiwa Narodowe Stanów Zjednoczonych zdigitalizowały tę kolekcję, która jest dostępna online. I wreszcie, amerykańska Fundacja Pamięci o Iraku po upadku reżimu Saddama Husajna zebrała w Bagdadzie miliony stron dokumentów partii Baas. Znalazły się one pod opieką amerykańskich sił zbrojnych, a obecnie przechowywane są w Instytucie Hoovera Uniwersytetu Stanforda w Kalifornii. Tu znajduje się największe archiwum dokumentów irackich. Jest to zbiór 10 milionów stron dokumentów z okresu reżimu Saddama Husajna poddanych cyfrowej obróbce i setki godzin zarejestrowanych zeznań i rozmów. Są to m.in. dokumenty przekazane Amerykanom przez Kurdów, którzy zdobyli je w 1991 r., materiały wywiezione przez wojska irackie z okupowanego Kuwejtu oraz ustne relacje nagrane przez Iraq Memory Foundation po inwazji USA na Irak w 2003 r. Naukowcy, którzy chcą uzyskać dostęp do tego archiwum muszą podpisać zobowiązanie, że nie będą fotografować dokumentów, ani upubliczniać znajdujących się w nich nazwisk.

Od drugiej wojny światowej armia amerykańska przejmowała pieczę nad archiwami w różnych krajach, w których prowadziła konflikty zbrojne, przewożąc je do USA, mimo że zabrania tego Konwencja z 1954 r. „O ochronie dóbr kultury w razie konfliktu zbrojnego”. W Iraku amerykańskie siły zbrojne, a następnie Tymczasowa Władza Koalicyjna, przejmując kontrolę nad państwem, miały obowiązek chronić dobra kultury narodowej tego kraju. Jednak nie stosowały się do tych zaleceń. Bez żadnej ochrony pozostawiono muzea, banki, hotele i biblioteki. Po zajęciu Bagdadu Amerykanów interesowało wyłącznie Ministerstwo ds. Ropy Naftowej, które było silnie strzeżone przez wojsko, natomiast Muzeum Narodowe pozostawiono na pastwę losu. Nic zatem dziwnego, że stało się ono celem wielu kradzieży dzieł sztuki starożytnej. Liczne zabytki znalazły się w USA. Zgodnie z Konwencją haską z 1907 r. kraje okupacyjne mogą przejąć wszystkie dokumenty przeciwnika, które mogą być wykorzystane do celów wojskowych, tymczasem wszystkie dokumenty przejęte przez siły amerykańskie zostały potraktowane jako łup wojenny. Prawo międzynarodowe nie określa, czy i jakie dokumenty powinny być zwrócone po zakończeniu działań wojennych. Zresztą nikt nie sporządził żadnego wykazu materiałów archiwalnych wywiezionych z Iraku. W ten sposób społeczeństwo Iraku pozbawione zostało źródeł, które mogłyby im pomóc lepiej zrozumieć istotę reżimu Saddama Husajna i przyczyn represji, które im zgotował.

Jeszcze bardzie skomplikowana jest odpowiedź na pytanie o własność dokumentów wytworzonych przez Państwo Islamskie, które nie było suwerenną strukturą i podmiotem uznanym przez społeczność międzynarodową, a organizacja o tej samej nazwie, która utworzyła samozwańczy kalifat, została zaliczona do ugrupowań terrorystycznych. Władze Iraku nie uznają IS za organizację iracką. Faktyczną stolicą, ustanowionego przez nią państwa nie był Mosul, lecz znacznie mniejsza syryjska Ar-Rakka. Wielu członków IS również pochodziło z Syrii, zatem można powiedzieć, że dokumenty powinny pozostać na terytorium tego państwa. Są to jednak teoretyczne rozważania, choć w maju 2018 r. dziennik The New York Times zadeklarował, że po dokonaniu digitalizacji 15 tys. stron dokumentów IS wywiezionych przez korespondentów tej gazety, zwróci je władzom Iraku za pośrednictwem ambasady tego kraju w Waszyngtonie.