QAnon i kto jeszcze?

 

Postrzeganie rzeczywistości przez człowieka może ulec gwałtownemu zachwianiu przez szereg czynników zewnętrznych. Niekiedy są to cieszące się autorytetem i charyzmą jednostki głoszące koniec świata lub tzw. wybrańcy narodu uważający, że tylko oni są w stanie poprowadzić społeczeństwo ku szczęśliwej przyszłości degradując i niszcząc te grupy społeczne, które nie chcą się podporządkować nowej misji dziejowej. Konserwatywni populiści degradują więc mniejszości seksualne, demokrację, atakują fizycznie i werbalnie swoich przeciwników, starając się pokazać swoją nieomylność. Do ostrego konfliktu z otaczającą rzeczywistością często dochodzi w USA, gdzie liczba różnych sekt religijnych, tajnych stowarzyszeń i ruchów odśrodkowych zawsze była duża. Wystarczy wymienić słynne Świątynię Ludu i Gałąź Dawidową oraz mniej znane Świątynię Słońca, Bramę Niebios,  Posse Comitatus czy Alt-right. W ten sam nurt wpisuje się ruch QAnon, o którym stało się głośno 6 stycznia, po wtargnięciu do gmachu Kapitolu. Po raz pierwszy w najnowszej historii USA zdarzyło się, aby antysystemowe stowarzyszenie określiło urzędującego prezydenta jako bohatera walczącego z siłami zła. Trudno podejrzewać, że prezydent Donald Trump osobiście zbratał się z tym stowarzyszeniem, ale wykorzystał je w godzinie próby, gdy wciąż przekonując o sfałszowaniu wyborów, zmobilizował zwolenników do wtargnięcia do Kapitolu, gdzie właśnie Kongres miał rozstrzygać o wygranej Joe Bidena. Nieco inna sytuacja miała miejsce w 2003 r. Wtedy członkowie administracji prezydenta George’a W. Busha na siłę próbowali udowodnić, że Irak jest w posiadaniu broni masowego rażenia. Posuwano się nawet do fałszowania dokumentów w tej sprawie. Za tymi działaniami stali neokonserwatyści, których ideologia jest źródłem wielu konfliktów i teraz jest podobnie.

 

Donald Trump mógł zawsze liczyć na poparcie ugrupowań głoszących kierowanie się boskimi nakazami. Fatalizm i odwoływanie się do boskiej ingerencji towarzyszy radykalnym konserwatystom co najmniej od rządów Reagana. Politykę neokonserwatystów można odbierać jako poczucie misji inspirowanej względami religijnymi. Uważają oni, że powinnością Waszyngtonu jest sprawowanie „przychylnej hegemonii” nad całym światem, w którym nie ma miejsca dla negocjacji lub kompromisu. Stąd interesy całego kompleksu wojskowo-przemysłowego stawiane są na pierwszym miejscu, a udziały w nim miało i nadal posiada wielu amerykańskich polityków. Jednocześnie koncerny zbrojeniowe przez swoje wpływy i udziały w mediach mogą kontrolować politykę informacyjną, a dobre kontakty z Waszyngtonem od dawna zapewniają sobie dzięki skutecznemu lobbingowi. Neokonserwatyści od początku cenzurowali kwestię bliskowschodnią, narzucając swoje normatywne poglądy i finansując ich rozpowszechnianie. Na ich rzecz pracują media tradycyjne i elektroniczne, m.in. FrontPage Magazine, internetowy magazyn konserwatywny, wydawany od 2000 r. przez amerykańska organizację pozarządową David Horovitz Freedom Center. Przedmiotem jego zainteresowania pozostają głównie kwestie polityki międzynarodowej, konfliktów zbrojnych i terroryzmu islamskiego. Na jego łamach wielokrotnie ukazywały się artykuły popierające wojnę z terroryzmem, interwencję USA w Iraku oraz uzasadniano akcje zbrojne podejmowane przez Izrael. W polityce zagranicznej dbanie o bezpieczeństwo Izraela jest jednym z imperatywów neokonserwatystów, a uczuciowe więzy z tym państwem mają być podstawowym dogmatem. Zresztą silne żydowskie lobby w USA skutecznie pracuje nad nadaniem amerykańskiej polityce zagranicznej proizraelskiego kierunku.