Wydarzenia
Nie żyje prezydent Czadu, zaciekły wróg dżihadystów

20 kwietnia rzecznik armii Czadu, gen. Azem Bermandoa Agouna w oświadczeniu odczytanym w telewizji państwowej poinformował o śmierci wieloletniego prezydenta tego kraju Idrisa Deby’ego. Dzień wcześniej ogłoszono Deby'ego zwycięzcą w wyborach prezydenckich. 68-letni prezydent został ranny, gdy odwiedzał żołnierzy walczących z rebeliantami z Front pour l’alternance et la concorde au Tchad – FACT (Front na rzecz Zmiany i Zgody w Czadzie) na północy kraju. Rebelia rozpoczęła się 11 kwietnia, czyli w dniu ogłoszenia wyborów prezydenckich, w których Deby startował na szóstą kadencję, nie mając poważnych konkurentów. Zmarłego prezydenta zastąpić ma rada wojskowa kierowana przez 37-letniego syna Deby’ego, czterogwiazdkowego generała Mahamata Idrissa Deby'ego, zwanego również Mahamat Kaka. W dniu 20 kwietnia ogłoszono także zamknięcie granic państwa i wprowadzenie godziny policyjnej. Konstytucja Czadu nie przewiduje ustanowienia rady wojskowej. Konstytucja mówi, że pod nieobecność prezydenta lub w przypadku jego śmierci przewodniczący parlamentu przejmuje władzę nad krajem na okres 40 dni, do czasu ponownych wyborów. Jednak wojsko ogłosiło, że zgromadzenie ustawodawcze zostało rozwiązane, a Konstytucja przestała obowiązywać.  

FACT został założony w kwietniu 2016 r. przez Mahamata Mahdi Aliego i Mahamata Nuri w Tanua na północy Czadu. Dąży on do obalenia reżimu w Ndżamenie. Jego siły stacjonują na granicy z Libią. FACT jest odłamem Union des forces pour la démocratie et le développement – UFDD (Unia Sił na rzecz Demokracji i Rozwoju), która odegrała znaczącą rolę podczas próby zamachu stanu w 2008 r. oraz bitwy pod Ndżameną, gdzie Mahamat Nuri dowodził rebeliantami. W dniu wyborów, 11 kwietnia, rebelianci zaatakowali przejścia graniczne w prowincjach Tibesti i Kanem, a następnie ruszyli nas południe, zbliżając się w dwóch konwojach do stolicy kraju. Siły Zbrojne Czadu poinformowały o zniszczeniu konwoju FACT w prowincji Kanem. 17 kwietnia w prowincji Kanem, około 300 km od Ndżameny, zabitych zostało ponad 300 rebeliantów, a schwytano ich ponad 150. Ambasady USA Wielkiej Brytanii i Francji wezwały swoich obywateli do wyjazdu z kraju. Jednocześnie ambasada USA zredukowała liczbę swoich pracowników, obawiając się groźnych zamieszek po śmierci prezydenta.