Wydarzenia
Nowe groźby Izraela pod adresem Iranu

Po okresie względnego spokoju Izrael wznowił groźby pod adresem Iranu, informując, iż Teheran jest o krok od posiadania broni nuklearnej. Wojownicza retoryka władz Izraela następuje po sabotażu dokonanym w Natanz, jednym z głównych zakładów wzbogacania uranu. W wyniku ubiegłotygodniowego spotkania premiera Izraela Naftalego Bennetta z prezydentem USA Joe Bidenem utworzony został zespół wysokiego szczebla, który zająć się ma programem atomowym Iranu. Wobec braku postępów w negocjacjach z Iranem w sprawie powrotu do Wspólnego Kompleksowego Planu Działania (JCPOA) Biden powiedział podczas spotkania z Bennettem w Białym Domu, że „inne opcje” są możliwe, gdy zawiodą działania dyplomatyczne.

Tymczasem izraelski minister obrony Benny Gantz wezwał społeczność międzynarodową do opracowania „Planu B”, aby uniemożliwić Iranowi rozwój broni jądrowej, ponieważ perspektywa powrotu do umowy nuklearnej z 2015 r. słabnie. Nie dodał przy tym, że tę umowę w 2017 r. jednostronni zerwał prezydent USA Donald Trump, nakładając na Iran nowe sankcje, do czego zmuszono również UE. Od objęcia urzędu premiera przez Benjamina Netanjahu w 2009 r., ale i jeszcze wcześniej, nie słabną groźby pod adresem Iranu. Czy aby na pewno chodzi o irański program nuklearny? Przecież w arsenale Izraela znajduje się ok. 200 głowic jądrowych, natomiast Iran nie posiada żadnej i nie wiadomo, czy będzie w stanie taką zbudować. Mimo to Izrael optuje za atakiem lotniczym na Iran, wywierając w tej sprawie presję na Waszyngton. Władze Izraela najchętniej zapomniałyby słynną wypowiedź Benjamina Netanjahu, który lobbując 12 września 2002 r. w amerykańskim Kongresie na rzecz inwazji na Irak, stwierdził: Jeśli skończycie z Saddamem Husajnem i jego reżimem, to gwarantuj, że będzie miało to olbrzymie pozytywne konsekwencje dla całego regionu. Jakie ma to konsekwencje dobrze widać.