Źródło:
Podczas gdy kraje Unii Europejskiej bezpowrotnie prawdopodobnie tracą Afrykę pod względem gospodarczym, rosną na Czarnym Lądzie wpływy Chin, Rosji, Turcji, ZEA i Arabii Saudyjskiej. Być może Bruksela zaaferowana kwestiami praw człowieka i imigrantów nie zdaje sobie jeszcze sprawy z ekonomicznego zagrożenia, ale przekona się o tym, gdy ceny strategicznych surowców na międzynarodowych giełdach poszybują wysoko w górę. I nie chodzi tu o miedź srebro i złoto, lecz także o koltanit, kobalt, tytan, wanad, wolfram i wiele innych pierwiastków z tablicy Mendelejewa. Właśnie jutro (17 października) prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan wyruszy w swoją kolejną podróż do państw Afryki. Tym razem celem jest Angola, Togo i Nigeria, gdzie zabiera grono biznesmenów i ministrów odpowiedzialnych za sprawy gospodarcze Turcji. W ten sposób od 2004 Erdoğan odwiedzi już 30 państw Afryki. Dla wielu z nich Turcja jest pierwszym lub drugim partnerem handlowym po Chinach. Dla porównania Francja, która była pierwszym partnerem dla wszystkich państw frankofońskich w Afryce, swoich byłych kolonii, teraz jest tym partnerem jedynie dla Czadu, Nigru i Senegalu, choć nie wiadomo jeszcze, jak długo. Obroty handlowe Turcji z Afryką wzrosły z 5,4 miliarda USD w 2003 r. do ponad 25 miliardów dolarów w 2020 r. W ciągu ostatniej dekady znacznie zwiększyła się liczba tureckich misji dyplomatycznych na kontynencie. Ambasady Turcji działają obecnie w 43 państwach Afryki (54 kraje), w porównaniu z 12 w 2009 roku. Turecki przewoźnik Turkish Airlines obsługuje loty do 60 miast w 39 krajach Afryki, podczas gdy Turecka Agencja Współpracy Międzynarodowej i Rozwoju działa w swoich 30 centrach koordynacyjnych rozsianych po całym kontynencie. Podróż Erdoğana do Afryki wyprzedza dwa ważne wydarzenia gospodarcze, a mianowicie szczyt gospodarczy Turcja-Afryka pod koniec października i kolejny szczyt Turcja-Afryka w grudniu br.