Nowy prezydent Sri Lanki Ranil Wickremesinghe, zaprzysiężony po ucieczce poprzedniego przywódcy kraju i złupieniu jego pałacu przez ludność, od razu wysłał służby, które w nocy z 21 na 22 lipca rozpędziły główny obóz demonstrantów, wciąż protestujących przeciw niekompetentnej i chciwej klasie politycznej. Kraj zbankrutował, przeżywa całkowite załamanie gospodarcze, a mieszkańcom brakuje najbardziej niezbędnych dóbr – żywności, leków i paliwa. Wickremesinghe nie jest tak znienawidzony jak rządzący krajem przez dziesięciolecia bracia Rajapaksowie, ale jest przedstawicielem tego samego systemu. Nazywany bywa „lisem” ze względu na umiejętność zręcznego lawirowania w polityce. Zasiada w parlamencie od 45 lat i był wielokrotnie premierem. Protestujący uważają, że on też powinien ustąpić, bo broni tego skompromitowanego systemu. Nie jest on akceptowany. Uważany jest za skorumpowanego polityka. Wickremesinghe nazywa demonstrantów „faszystami” (zapewne nie znając znaczenia tego słowa) i „ekstremistami”, obiecując, że zaprowadzi w kraju spokój.